Pokazywanie postów oznaczonych etykietą narzędzia. Pokaż wszystkie posty

Jak pracować efektywnie z innymi członkami zespołu - narzędzia Google

Na sam początek chcę Cię ostrzec, że niniejszy wpis nie jest skierowany do wszystkich. Jeśli znasz i korzystasz z dokumentów lub arkuszy Google, spokojnie możesz sobie darować czytanie go. Nie jest dla Ciebie.

Motywacją dla tego posta jest to, że wciąż spotykam ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z użyteczności tych rozwiązań. Więc jeśli nie znasz tych narzędzi, a poszukujesz efektywnego sposobu współpracy z innymi bądź sposobu synchronizacji swoich dokumentów z komputerem i telefonem to dobrze trafiłeś.


Poza instrukcjami jak z nich korzystać podzielę się z Tobą, tym w jaki sposób sam je wykorzystuję, a narzędzia, o których będzie dziś mowa możesz znaleźć tutaj:


Co z czym jeść? - arsenał do dyspozycji


Jeśli dane Ci było korzystać z jakiegokolwiek pakietu biurowego to w wyjaśnieniu czym są poszczególne produkty pomóc Ci może poniższe zestawienie. Jeśli nie, to nie przejmuj się, za chwilę w skrócie wytłumaczę.


Google
Microsoft Office
LibreOffice/OpenOffice
Edytor tekstowy
Dokumenty
Word
Writer
Arkusz Kalkulacyjny
Arkusze
Excel
Calc
Edytor prezentacji
Prezentacje
PowerPoint
Impress


Poza narzędziami w tabeli możesz zauważyć na zrzucie ekranu również opcję Formularze. To narzędzie nie ma żadnego odpowiednika w wymienionych pakietach biurowych. Wychodzi ono stanowczo poza zakres tego wpisu, więc jedynie nadmienię, że służy ono do zbierania informacji od innych użytkowników. Jeśli chcesz przeprowadzić test, zebrać informacje zwrotne w postaci ankiety, lub stworzyć jakikolwiek inny formularz dostępny online, to narzędzie to będzie dla Ciebie jak znalazł. Świetną funkcjonalnością jest też eksport danych z Formularzy do Arkusza, dzięki czemu możemy je w prosty sposób przetwarzać i wizualizować. Narzędziu temu wypadałoby poświęcić osobny wpis, więc jeśli jesteście zainteresowani, dajcie znać.

“Ale po co mi te gugle w ogóle?” - praca zespołowa


Śpieszę z odpowiedzią i zaznaczam, że skupię się na przedstawieniu funkcji wspomagających współpracę, a te są zbliżone we wszystkich produktach dostarczanych przez Goolge. Jeśli nie znasz żadnego programu z powyższej tabeli, muszę cię niestety odesłać do innych źródeł. W większości jednak edytory są na tyle intuicyjne, że ich nauka nie powinna przysporzyć Ci większych trudności.

Przyjrzyjmy się więc podstawowemu edytorowi tekstowemu od Google. Z jego pomocą możesz napisać co Ci ślina na język klawiaturę przyniesie: książkę, list, recenzję czy wpis na bloga.

“Ale zaraz, zaraz” - możesz się zastanawiać - “przecież pisząc na bloga i tak musisz tekst przenieść na blogowy edytor. Po co dokładać sobie pracy?”

Trafne spostrzeżenie. Tutaj wchodzi do gry - według mnie - największa zaleta tych narzędzi - działania zespołowe.


Widok


Zacznijmy od podstaw. Pozwolę sobie przywołać przykład w postaci screena:



Jak widać na wyżej załączonym screenie ekran możemy podzielić na trzy główne części:
    1. Pasek narzędzi tekstowych - podobny do tych spotykanych w innych edytorach tekstowych - zainteresowanych zachęcam do samodzielnego testowania tych funkcji.
    2. Pole tekstowe - miejsce do edycji tekstu, dodawania sugestii i komentarzy.
    3. Pasek “współpracy”:
        a. Udostępnij - ustawienia udostępniania - okienko pozwalające dodawać współpracowników oraz nadawać im odpowiednie uprawnienia.
        b. Edytowanie/Sugerowanie/Wyświetlanie - wybór trybu przeglądania dokumentu - w zależności od posiadanych uprawnień.
        c. Komentarze - lista wszystkich zdarzeń dotyczących komentarzy i sugestii. Tam można sprawdzić, m. in. jakie sugestie zostały zaakceptowane.
        d. Okno komentarzy - lista komentarzy, które nie zostały jeszcze rozwiązane.

Udostępnianie i uprawnienia użytkowników


Użytkownicy zaproszeni do współdzielenia dokumentu mogą posiadać następujące uprawnienia:
    1. Może wyświetlać - osoba z tymi uprawnieniami może jedynie czytać tekst. Brak możliwości edycji. Może się przydać kiedy udostępniamy dokument do druku. Zyskujemy wtedy pewność, że nic nie zostało zmienione.
    2. Może komentować - poza powyższym może również tworzyć komentarze i sugestie.
    3. Może edytować - to co powyższe, a poza tym dowolnie zmieniać treść dokumentu.
    4. Jest właścicielem - osoba z tymi uprawnieniami może zrobić z dokumentem dosłownie wszystko: może go usunąć, dodawać współpracowników, nadawać/odbierać im prawa i pewnie wiele innych, o których to sam nie mam pojęcia. No i oczywiście - posiada również wszystkie powyższe uprawnienia.


Komentowanie i sugerowanie


Posiadając co najmniej uprawnienia Komentatora możemy tekst komentować oraz sugerować jego edycję. Aby skomentować dany fragment wystarczy zakreślić go lewym przyciskiem myszy i kliknąć na pojawiający się dymek z plusem.


Aby zasugerować zmiany należy najpierw przełączyć się w tryb sugestii (spójrz na 2b), a potem “normalnie” używać edytora. Usuwając tekst, tak naprawdę tak naprawdę będziesz jedynie “sugerować” usunięcie tego tekstu. To samo jeśli chodzi o pisanie nowego. Aby sugestia stała się pełnoprawną częścią dokumentu, użytkownik będący co najmniej edytorem musi taką zmianę zatwierdzić. Może również bez ją odrzucić.

Wszystkie sugestie są oznaczane - usunięte części kolorowym przekreśleniem, a dodane zdania kolorową czcionką. Na przykładzie w pierwszym zrzucie ekranu (dział Widok) jest to zielony.


Zastosowanie


Jak już wspomniałem, z Dokumentów korzystam m.in. do pisania wpisów na bloga. Zanim pojawią się one w ogólnodostępnej przestrzeni zbieram uwagi na temat wpisu. Część wprowadzam w życie, a te z którymi się nie zgadzam odrzucam.

Z Arkuszy korzystam w celu rozliczeń, prowadzenia budżetu oraz podczas planowania zakupu mieszkania. Jeśli chodzi o rozliczenia to przykładem będzie rozliczanie wydatków mieszkaniowych z współlokatorem. Rachunki, zakupy itp. przechowujemy w arkuszu, dzielimy koszty na dwa i rozliczamy się bazując na dokumencie. Budżet to po prostu spisywanie wydatków, a plan zakupu mieszkania to nieco bardziej skomplikowany arkusz, obliczający ile miesięcy - przy założonych zarobkach, zachowanej poduszcze finansowej i różnych innych warunkach - potrzebuję, aby kupić mieszkanie.

Prezentacje przydadzą się natomiast prelegentom przygotowującym się do konferencji i czy wykładów. Do tej pory nie korzystałem z niego zbyt często, ale mam nadzieję niedługo to zmienić.


Wszystko ma swoją cenę

Niestety, jak to już w przyrodzie bywa, nie ma róży bez kolców. A pakiet narzędzi biurowych od Google na pewno nie wymyka się tej regule.

To co jest dla mnie największą wadą tych aplikacji, to wszelkie niebezpieczeństwa związane z chmurą (i nie chodzi tu o ten obłoczek z którego pada, ani niebezpieczeństwem nie jest kwaśny deszcz). Chmura, czyli prostymi słowy, przechowywanie danych w internecie.

Po pierwsze - co jeśli zabraknie nam internetu? Co prawda w dzisiejszej dobie trudno znaleźć miejsce, w którym znajdziemy się poza zasięgiem sieci komórkowej, ale jednak takie miejsca istnieją. Stały dostęp do internetu to w części przypadków również dodatkowy koszt.

Po drugie - jeśli nasz sprzęt wpadnie w niepowołane ręce to złoczyńca/huncwot/łachudra może również skasować naszą pracę. Ok, w przypadku klasycznego pakietu biurowego też może tak zrobić, ale teraz nie musi nam zabrać sprzętu na którym się znajduje nasza praca. Wystarczy dowolne urządzenie podpięte do chmury.

Po trzecie - publiczność danych. Jak głosi cytat z internetu (czyli musi to być prawda) “Nie istnieje nic takiego jak chmura, to po prostu czyjś komputer”. Można by więc powiedzieć, że pakiet od Google nie jest do końca darmowy, płacimy za niego swoją prywatnością. Ocenę tego czy warto pozostawiam czytelnikowi.

Najważniejsze po prostu zdawać sobie z tego sprawę.



Przy okazji tego wpisu chciałbym też serdecznie podziękować Natalii, która pomagała mi na początku działalności Prokrastynata oraz Kamili, która wytrzymuje czytanie moich wypocin i tysiące odrzuconych sugestii aż po dziś dzień. Wszystko przy pomocy Google Dokumentów rzecz jasna.

Czujesz niedosyt? Masz uwagi? O czymś zapomniałem?

Daj znać w komentarzu. Chętnie wysłucham konstruktywnej krytyki, a jeśli pominąłem coś istotnego, dasz mi szansę żebym poprawił wpis. Wtedy, dzięki Tobie, kolejna osoba zastanie go jeszcze wartościowszym.

Dzięki wielkie! Do usłyszenia.

Wiosenne porządki w mailu

Czy otwierając pocztę email, za każdym razem przeraża Cię liczba nieprzeczytanych maili?
Czy później i tak większość odhaczasz bez czytania?

Jeśli Twoja odpowiedź, na któreś z tych pytań, brzmi tak (albo masz za dużo czasu/nie masz co robić) to zapraszam do przeczytania posta.

Z góry uprzedzam, że post będzie w całości poświęcony uporządkowywaniu google'owego maila. Większość funkcji, które przedstawię jest jednak obecna we wszystkich klientach pocztowych (Outlook, Thunderbird, etc.).

Na początek - funkcja w gmailu dostępna stosunkowo od niedawna, czyli karty:



Inteligentna segregacja maili jest pomysłem świetnym - i jeśli kategorie społeczność/powiadomienia/fora/oferty Ci wystarczają, to nie ma sensu brnąć w ręczną konfigurację. Skorzystaj z tego co oferuje google i powróć tu po więcej jeśli okaże się, że to jednak Ci nie wystarcza.

Jeśli natomiast chcesz tak jak ja mieć większą ilość kategorii, to przykro mi, ale musisz się pomęczyć...

Na początek zastanów się, na jakie kategorie chcesz pogrupować maile.
Jeśli jesteś freelancerem/prowadzisz małą firmę zapewne potrzebujesz zakładek jak "zlecenia" czy "spotkania" w których kontrahenci/współpracownicy będą wysyłać ci ich streszczenia.
Jako, że firmę tą założyłeś równolegle idąc na studia to potrzebujesz jeszcze zakładki "studia".

Kiedy już zbierzesz w myślach kategorie na jakie chcesz podzielić swoje maile, wybierz  ustawienia/settings  z menu rozwijanego z koła zębatego w prawym górnym rogu. Z zakładek wybierz etykiety/labels. Powinno Ci się pojawić okno podobne do tego:

Przycisk Utwórz nową etykietę/Create new label chyba mówi sam za siebie.

Po dodaniu wszystkich chcianych etykiet pora na udrękę. Czyli ustawienia filtrów.

Te możemy zdefiniować na dwa sposoby:
  1. Z poziomu dowolnego odebranego maila.
  2. Z poziomu zakładki Filtry/Filters w ustawieniach.
Sposób pierwszy:
  1. Otwieramy maila, który powinien automatycznie trafiać do jakiejś zakładki.
  2. Wybieramy - z rozwijanego menu - opcję Filtruj wiadomości tego typu/Filter messages like this
  3. I prawdopodobnie pojawi się okienko filtru z uzupełnionym odbiorcą:
  4. Jako, że często chcemy odfiltrować wszystkie maile z domeny, to zamiast ustawiać tak dla każdego odbiorcy, ustawiamy * w miejscu, w którym może się pojawić dowolny tekst. W poniższym przypadku zostaną odfiltrowane wszystkie maile z domeny prokrastynat.com: ja@prokrastynat.com, ty@prokrastynat.com, itp.
  5. Zatwierdzamy tworząc i ukazuje się nam okienko akcji:
  6. Zaznaczamy Zastosuj etykietę/Apply the label i wybieramy nas interesującą. Wg uznania zaznaczamy pozostałe opcje - polecam opcję archiwizacji, dzięki niej maila który trafia do jakiejś kategorii nie będziemy dodatkowo mieli w inbox'ie.
Sposób drugi:
  1. Otwieramy zakładkę filtrów w ustawieniach.
  2. Wybieramy przycisk Utwórz nowy filtr/Create new filter
  3. Robimy to co w sposobie pierwszym - z wyłączeniem tego, że google nic nam sam nie uzupełnia.
Całą procedurę powtarzamy aż nam się znudzi, dopóki nie będziemy mieli maili pogrupowanych według naszego własnego widzimisię.

Po walce ukazać się nam powinno coś w tym stylu:

Od tej pory łatwiej, mam nadzieję będzie Ci się poruszać po mailu.
A jeśli nie to i tak warto. Choćby dla opcji "Wiele skrzynek odbiorczych(multiple inboxes)" dostępnej w laboratorium gmaila. Ale o tym przy najbliższej okazji.

Trello, cz. 2

UWAGA! Dostępna jest nowa wersja wpisu dotyczącego Trello. Znajduje się ona na nowej wersji bloga. TUTAJ
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jakiś czas temu (dość dawno temu) opisałem narzędzie Trello - prywatny organizer. Obiecałem powrócić do niego i przedstawić parę dodatkowych opcji, które odkryłem przy okazji ostatniego, przydługiego posta.

Dziś trochę krócej, bo jednak a) temat nie jest tak obszerny jak początkowo sądziłem, b) siły przeznaczone na napisanie tego posta, zostały spożytkowane (stracone?) na nową szatę graficzną. Mam nadzieję, że jest choć ciut bardziej przejrzysta/przyjemna dla oka.

Wracamy do tematu - Trello, czym jest każdy wie, a jak nie wie to zapraszam do poprzedniego postu.
Dziś pora na jego ulepszacze (power-ups).

Po prawej stronie aplikacji mamy menu, a po jego rozwinięciu ukazuje się nam taki widok:
Pokrótce opiszę (przetłumaczą na polski) wszystkie z listy (polecam przeskoczenie):
  • Power-Ups - wspomniane już ulepszacze, więcej o nich za chwilę,
  • Labels - etykiety, każdemu zadaniu możemy nadać etykietę - kolor+nazwa, dzięki czemu możemy potem łatwiej się odnaleźć (odfiltrować zadania),
  • Stickers - naklejki, które przeciągamy na stworzone zadania, brak sensownego zastosowania, taki bajer - na planowaną operację serca można sobie ustawić serce - funkcjonalność zdecydowanie wizualna,
  • Filter Cards - tutaj właśnie przydają się między innymi wyżej wspomniane etykiety, ale szukać możemy również po słowach kluczowych zawartych w zadaniach, składowych zadań itp.
  • Archiwed Items - tutaj znajdują się wszelkie stare zadania, które zdjęliśmy już z tablicy,
  • Change Background - zmiana tła,
  • Email-to-board Setting - ustawienia email'a tablicowego - wysyłamy odpowiednio sformatowanego maila i otrzymujemy na tablicę nowe zadanie - bez wchodzenia na stronę aplikacji,
  • Subscribe - powiadamianie o wszelkich zmianach na tablicy,
  • Copy Board - skopiowanie całej tablicy, łącznie z zadaniami, etykietami itp.
  • Share, Print, and Export - opcje drukowania, link do tablicy oraz eksport tablicy do formatów JSON oraz CSV,
  • Additional Settings - zmiana ustawień grupy uprawnionej do oglądania/zmieniania tablicy, wysyłanie zaproszeń do tych grup, itp.
  • Close Board - zamknięcie tablicy - nie będzie ona już widziana z poziomu tablic, ale można w każdej chwili ja przywrócić - otworzyć na nowo.
Powrót do tematu. Okienko z polepszaczami wygląda tak:

Nie za dużo, trzy opcje: głosowanie, starzenie się kartek i kalendarz. Starzenie się kartek jest dodatkowym "bajerem" graficznym - poprzez wygląd kartek, pokazuje jak dawno nie były one ruszane. Im dłużej - tym mniej widoczna/ bardziej zniszczona kartka.
Głosowanie - powodu dla którego istnieje ta funkcja nie znam, ale ot, jakby się komuś chciało, to może wśród grupy posiadającej tablicę zarządzić głosowanie. Jeszcze przeżyłbym to bez zbędnego komentarza, gdyby wyglądało to jak np. na facebooku, ale nie. Tu możemy głosować jedynie na zadania. Żadnego wyboru. Albo dajesz łapkę w górę zadaniu, albo nie. Ot taki wyraz głębokiego szacunku dla jego twórcy. Możemy na siłę dorabiać temu uzasadnienie - np. że im więcej "lajków", tym większy priorytet ma zadanie, ale wg mnie już lepszym systemem jest nadawanie tym zadaniom etykiet w tym celu. No nic. Jak ktoś zechce to skorzysta.
Ostatnim i chyba jedynym powodem tego posta jest opcja kalendarza. I co tu się dużo rozdrabniać. Generujemy link do kalendarza, wklejamy do dowolnego obserwera kalendarzy (np. google calendar) i od tej pory mamy system powiadomień jaki lubimy (ja dostaję pop-upy, sms-y i alarmy - tak żeby na pewno nie przegapić zadania :) )
Jedyne co wystarczy zrobić to w zadaniach ustawić deadline zadania:
I tutaj kończy się, najnudniejszy chyba post jaki do tej pory poczyniłem.
A poczyniłem go głównie po to, aby się pochwalić nowym designem.
Ale nie pochwalę się nim przy okazji tego postu, bo post bez polotu. Jak i te funkcjonalności...

Myliłem się pisząc ostatnim razem, że będzie o czym pisać...

A jeśli dotrwałeś dotąd drogi czytelniku to zazdroszczę, bo ja sam ledwo co tutaj dotrwałem. Czekam na lepsze czasy. Lepszy temat.

Póki co czytam Getting Things Done polecone przez Pawła, więc jak skończę pewnie zapragnę podzielić się paroma spostrzeżeniami. A póki co czeka tyle nieskończonych zadań... Priorytet - skleić materiał na płytę, która da mi sławę i bogactwo. Dwa - skończyć dawno temu porzucone opowiadanie - sława i bogactwo ponownie. Trzy - co mnie to obchodzi skoro będę już sławny i bogaty, będę wtedy robił na co będę miał ochotę.







Kombajn do zbierania zadań, czyli Trello cz. 1

UWAGA! Dostępna jest nowa wersja wpisu dotyczącego Trello. Znajduje się ona na nowej wersji bloga. TUTAJ
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kilka dni temu koledzy w pracy dowiedzieli się o moim blogu. Poza ksywą "bloger" otrzymałem również pozytywny feedback (przepraszam za angielską korpo-mowę, ale naprawdę nie wiem jakie inne słowo mógłbym wstawić). I to od ostatnich osób, od których bym się tego spodziewał.

Jednym z autorów uwag był Adam. Od niego usłyszałem dwa hasła, z których jedno jest dzisiejszym tematem. Drugie to technika pomodoro. Zainteresowanych odsyłam na pomodorotechnique.com. Postaram się ją również opisać w najbliższym poście.

Ale dosyć - przydługiego już - wstępu. Tematem dzisiejszego wywodu jest kolejne narzędzie, które ma pomóc w zwiększaniu efektywności - Trello.

W jednym z poprzednich postów (Co ja miałem... - czyli (...)), korzystałem z prostego narzędzia do zapisywania zadań - googleTask. Trello jest takim googleTask do kwadratu... Przemnożonym przez dziesięć... I dodanym do tysiąca.

Konkrety:
Wchodzimy na stronę trello.com, klikamy sign up i widzimy typowe okno rejestracji.

Większość aplikacji internetowych rozpieszcza nas możliwością zalogowania przez facebooka, tweetera, naszą klasę, czy co tam jeszcze jest... Twórcy Trello tutaj trochę zostali w tyle, bo dają nam jedynie możliwość zalogowania przez konto google'a. No nic. Ja i tak zawsze korzystam z konta google. Kilka kliknięć i pojawia się lista naszych tablic.
Twórcy dostarczyli nam swoją przykładową tablicę, ale nie będę się na niej skupiał. Przejdę od razu do tworzenia nowej.



Tworząc nową tablicę, podajemy jej nazwę i ustalamy czy ma być ona: prywatna, publiczna czy organizacyjna (należąca do organizacji - współdzielona).
W skład tablicy wchodzą karty zadań i listy z nich zbudowane. Dodanie nowych to tylko kliknięcie i zatwierdzenie.
Jeśli nasza tablica jest w trakcie rozbudowy i uzmysłowimy sobie, że część zadań powinna być na innych listach, to żeby to zrobić, wystarczy je przeciągnąć.

Po stworzeniu kilku list i zadań tablica wygląda mniej tak:


Każde z zadań możemy edytować, dodawać opisy, komentarze, kamienie milowe, zakładki, linki, aktywności, itp. itd.:

Aby pozbyć się zadania z listy, należy je archiwizować. Możemy archiwizować pojedyncze zadania, wszystkie zadania na liście, a także całe listy:

Aby odzyskać zarchiwizowane zadanie, należy z paska po prawej wybrać menu, a stąd Archived Items:


To chyba na tyle jeśli chodzi o główne funkcjonalności Trello. Narzędzie jest całkiem rozbudowane i proste w obsłudze. Ja w przykładowej tablicy zrobiłem sobie listę TODO, ale nikt Ci nie zabrania stworzenia tablicy plusów-minusów (tablica "bycie prokrastynatem", lista "plusy", lista "minusy"), rozkładu jazdy (tablica "rozkłady" z listami: "tramwaje", "autobusy", "pociągi"), a nawet z oczekującymi na ciebie rozrywkami (tablica rozrywki z listą filmów, z listą spektakli teatralnych do obejrzenia...). To zależy tylko od Twojej kreatywności. Swoją drogą chętnie poznałbym jakieś inne pomysły na zagospodarowanie takiej tablicy.

Zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpałem całego, rozbudowanego tematu jakim jest Trello. Tutaj też miałem zakończyć, ale odkryłem powyższe menu, będące genialną wisienką na tort. A pozostały jeszcze tablice współdzielone. Ale to już nie dziś.

Na koniec. W Trello istnieje również wersja gold, ale różni się ona od podstawowej (wg tego co autorzy napisali) jedynie maksymalną wielkością załączników, oraz dodatkowymi emotikonami. Z jednej strony - cieszy mnie to bo zbyt wiele nie tracę. Z drugiej zaś obawiam się, że może się to zmienić.

Złodzieje czasu, cz. 2 - czyli sztuki samoograniczania ciąg dalszy

Na początek, słowem wstępu chciałbym się wytłumaczyć dlaczego nie pisałem...
Mógłbym tu zasłaniać się goniącymi terminami w pracy, nadgodzinami itp. itd. jednak byłaby to prawda jedynie częściowa...
Otóż... Zgrzeszyłem - prokrastynowałem... Ale zdałem sobie sprawę i wziąłem się do roboty!!!

W jednym z poprzednich postów (złodzieje czasu cz.1 - tutaj), omówiłem dodatek do chrome'a stayFocused - strażnika produktywności, który odcina nam dostęp od rozpraszających stron po określonym czasie.
Jak podziałało? I jaki to na mnie odniosło skutek?
Całkiem pokaźny, jednak spektakularnym bym go nie nazwał.

Problem w tym, że rozpraszałem się na mniejsze czasowo epizody, ale w bardzo nieodpowiednich momentach: podczas pracy, podczas nauki...
"Blokada nie działa jak powinna. Co zrobić?" - myślałem.
"Wprowadzić nowe blokady!" - godnym polityka stwierdzeniem, odrzekłem sam sobie.

Wziąłem się za poszukiwania i znalazłem.
ChromeNanny, bo tak się nazywa moje odkrycie, to kolejne narzędzie, które jak nikt inny, będzie nad Tobą stać i jęczeć, że "robisz to źle". Tak jak stayFocused, można znaleźć je w chrome Store.
Po dodaniu do naszego chroma otrzymujemy w pasku narzędzi taką ikonkę:

Klikamy prawym przyciskiem, wybieramy Options (Opcje?) i trafiamy do ustawień narzędzia.

O co chodzi z tym narzędziem?
O to, drogi czytelniku, żebyś podczas nauki nie miał dostępu do żadnych fejsbuków. O to, żebyś w pracy nie przeglądał joemonstera. A także o to, żebyś nie pracował w czasie poświęconym na odpoczynek.

Konkrety.
Oto jak się prezentuje:



I w sumie tutaj mógłbym zakończyć swój wywód, ponieważ jest to narzędzie z interfejsem tak oczywistym (w mojej opinii), że nawet bez znajomości angielskiego można sobie bez problemu poradzić.

Ale, gdyby była to jednak moja odosobniona opinia, dodawanie nowego zbioru stron do zablokowania:
Block Set Name - nazwa bloku, w którym będzie się znajdował zbiór blokowanych witryn.
URLs - adresy blokowanych stron
Block Time - czas, w którym strony mają być blokowane (format hhmm-hhmm, gdzie hh - cyfry godzin, mm - minut)
Max Time - maksymalny czas który możemy spędzić na stronie co każdą godzinę/2 godziny/3 godziny, etc. Ja nie wpisuję nic, blokuję dostęp całkowicie.
Apply On Days - dni tygodnia, w którym blokowanie ma działać.
Tags - tagi.

Po uzupełnieniu powyższych klikamy Save URL i voila.

UWAGA! Przemyśl zanim klikniesz ów przycisk.
Edycja bloku, który aktualnie jest blokowany (blokowanie bloku na blogu - yeah) skutkuje takim oto okienkiem:


A wierz mi, że za trzecim razem przepisując ten tekst - odechciewa się.

Czynność powtarzamy, aż skończą nam sie strony do blokowania.


Pod spodem mamy listę bloków z blokowanymi stronami:

I to w sumie tyle jeśli o funkcjonalność z której ja korzystam.
Aha. Jak i w StayFocused, tutaj też jest lista stron nieblokowanych, choć zawierających się z blokowanych - zakładka Whitelisted URLs. Wystarczy wpisać adres i kliknąć Save URL.

PS. W jaki sposób inaczej można nazwać blok?

Złodzieje czasu - czyli jak uchronić się przed tymi złymi stronami

Na początek wykres (poprzedni post - kliknij) będący dla mnie niemałym zaskoczeniem:
Nie jestem typem człowieka, który spędza cały dzień na facebooku, chwaląc się swoimi "osiągnięciami" i zdjęciami jeśli nie odnalazł jeszcze instagramu (linkami do instagramu jeśli już odnalazł). Jednak... Tyle czasu spędzonego na "fejsie"? Co jest?

W moim przypadku odpowiedź brzmi - chat. Był to dzień wyjątkowy (w sensie inny niż zwykle), bo przegadałem (przepisałem?) ze znajomą długo.
Ale kłamstwem byłoby powiedzenie, że tylko na tym zszedł mi czas. Kiedy czekałem na odpowiedź, przeglądałem sterty tego chłamu... Słaba silna wola...

Źle! Co z tym zrobić? Jeśli sam nie jestem w stanie siebie kontrolować, to potrzebuję pomocy. Jako, że od jakiegoś czasu jestem tak zwanym singlem, to nie ma kto mnie pilnować.
I tu Chrome Web Store przyszedł mi z pomocą. Dla niewtajemniczonych - jest to strona z rozszerzeniami do googlowej przeglądarki. Znalazłem tam narzędzie, którym jest StayFocused. I dodałem je do przeglądarki.

Ikonka wygląda tak:
Co to to robi? Blokuje nam złodziejskie strony po ustalonym przez nas czasie ich użytkowania.
Całość ustawia się klikając na nią, a potem tajemnicze "Settings". A prezentuje się ono następująco:
Tłumaczyć chyba nie trzeba. Ustawiamy po ilu minutach spędzonych na rozpraszających stronach mają być one zablokowane (do rozpoczęcia następnej doby). Ważna sprawa - czas nie jest liczony na stronę osobno tylko razem. Tak więc nie spędziemy 10 minut na "fejsie" i 10 na "tłicie". Ustalony przez nas czas jest całą dostępną pulą i to my decydujemy czy wolimy go spędzić na stronach facebooka czy tweetera.
Pojawia się tylko pytanie - jakie to są te rozpraszające strony?
Odpowiedź: to od nas zależy. Dla jednego facebook to rozrywka, dla drugiego praca, dla trzeciego całe życie...

Ustawiamy je w zakładce Blocked Sites (wybieramy ją z menu po lewej stronie) i w centralne pole tekstowe wpisujemy strony które nas rozpraszają. Klikamy Add Blocked Site(s) i voila od tej pory je blokujemy.
Na przykładzie widać facebooka, joemonster i youtube.


A co, jeśli jestem administratorem strony mojej firmy/zespołu/mojego ulubionego aktora? Dodajemy to do listy stron dozwolonych (Allowed Sites). Przykład poniżej - chcemy aby odliczało nam czas gdy jesteśmy na facebooku, ale nie kiedy oglądamy stronę "dupy" (nie sprawdziałem, ale głowę dam , że istnieje).

Narzędzie ma jeszcze masę opcji (cały szary pasek), z którymi warto się zapoznać. Ciekawym jest np. przycisk "nuklearny", ale tu już zachęcam do samodzielnych eksperymentów.

No dobrze, wszystko ładnie... Ale co z tymi wiadomościami. Czasem zdarzają się przecież dłuższe rozmowy na portalach, czatach, etc. To przecież nie gg gdzie możemy mieć do tego aplikację.
Błąd! Możemy, nawet powinniśmy. Wystarczy do tego klient (z ang. client :D) czatu. Coś jak gg. Tu już jest masa opcji. Ja używam pidgin'a - proste narzędzie, wymarzone do takich celów. Ale Ty możesz użyć czego Ci się podoba. Wujek google Twym doradcą: *klient *portal chat.

Od tej pory rescueTime pokazuje nam już nie facebooka, ale pidgina. Zwycięstwo? Nie wiem. Ale wiem, że 10 minut dziennie na rozpraszające strony ma mi wystarczać.